Czy choć w jednym filmie amerykańska żona mogłaby być w 100% wierna mężowi? Zakończenie mało entuzjastyczne, Bani Bowman sama nie wie czy się cieszyć z odzyskania męża czy smucić z zaprzepaszczonej okazji bycia z macho....dlatego tylko dobry.
oj tam, oj tam - przecież to Crowe-macho, nie miałabym nic przeciwko oglądając dokładnie w tym momencie ten film, by mi takowego tu przysłali ;P Zaś mówiąc już serio, to kiedy pierwszy raz "Dowód życia". uderzyło mnie dokładnie to samo, co Ciebie.
Mnie też, kiedy 10 lat temu oglądałam ten film po raz pierwszy (swoją drogą jako młoda mężatka) uderzyło, że niby była wierna, ale jednak nie do końca. Po kolejnym seansie, po bagażu doświadczeń jestem w stanie to wytłumaczyć i mimo wszystko doceniam, że jednak nie zostali razem, że nie poszli ze sobą do łóżka. Terry okazał się honorowy, nie chciał rozbijać małżeństwa, myślę, że pocałunek był bardziej "na wszelki wypadek", "ten jeden, jedyny raz", gdyby miał nie wrócić z misji cało. Alice faktycznie, sama nie wiedziała czego chce, pewnie gdyby Terry ostatecznie tego nie zakończył, dłużej by się zastanawiała. Jako kobieta stwierdzam, że człowiek w życiu ma wiele okazji do zauroczeń, które jeśli pozwolimy "im" na rozwój, mogą prowadzić do zdrady. Trzeba umieć postawić sobie pewne granice, właśnie dlatego, że ma się tę drugą osobę przy boku. Zakończenie piękne, cały film również. Miłość "bije" z ekranu, przede wszystkim od Russella, mimo że ani razu nie padło słowo "Kocham"... Swoją drogą wersja filmowa, którą ja oglądałam chyba była okrojona, w zwiastunie na filmweb w 1,54 minuty jest scena, której w ogóle nie kojarzę (w jeszcze innym zwiastunie na YT ta scena jest w 1,22 minucie), wiecie o co chodzi?
nie, nie mogłaby byc dlatego, ze taka jest Ameryka, tak samo przewaznie w 90% musi byc tak ze nowo poznane osoby muzsa isc do łóżka. taki wspaniały wzorzec proponuje nam nasza 'kochana' ameryka.
i tez mnie to jednak zniesmaczyło. mimo to podobała mi się scena gdzie macho uświadamia sobie jak bardzo będzie mu jej brakowac.
Mnie też podobała się ta scena, dlatego film ma 8/10. Pomimo standardowego dla Ameryki filmu akcji z herosem, który wszystkich leje i zawsze zwycięża zło, ów heros ten okazuje się uczuciowym mężczyzną, który bez słów ujawnia nam rodzące się w nim uczucie. Tym bardziej właśnie podobał mi się ten wątek, że nikt tam nie składa deklaracji czy obietnic, nie ma suchych scen łóżkowych. Dopiero na samym końcu widz dowiaduje się, że oboje stali się dla siebie ważni. mnie się to strasznie podobało.
Wzorzec proponuje nam "kochana" Ameryka? Że niby my to nie zdradzamy? :D Wygodne.
A filmowi bardzo pomagają świetne zdjęcia.
Czy zakończenia muszą zawsze być entuzjastyczne? Mi się właśnie to podobało, to było takie prawdziwe, bo w sumie kochała obu. Poza tym napięcie zawsze wygląda lepiej na ekranie niż jak już wszystko jest oczywiste ;) Russel i Meg dali radę.
Swoją drogą wzorzec z "kochanej" ameryki faktycznie tak mocno już mamy wdrukowany :(, że człowiek oglądając tylko czeka, aż padną sobie w ramiona...
No tak jest czego, wolę być szczera ze sobą niż okłamywać kogoś i z nim tkwić, skoro czuła coś do innego to i tak nie była fair. Też sobie współczuję, iż nie umiem oszukiwać.