Fajny pomysł, że tylko kobiety grają w filmie. Poza tym całość wygląda jak trochę bardziej przyziemna wersja "Sex and the city". No i jeszcze ta biedna, oszczana botoksem Meg Ryan, której ktoś chyba doradził, że powinna się na stare lata upodobnić do Jennifer Aniston. Ogółem film dobry na babski wieczór - trochę śmiechu, trochę płaczu, a za godzinę nie pamięta się, o co w tym w ogóle chodziło. Cheers!